wtorek, 26 września 2017

Ciota-niewidka

Długo biłam się z myślami, czy poruszać ten temat. Czy warto? Wszyscy teraz o tym piszą, jaki pożytek przyniesie kolejny głos wśród krzyczącego tłumu? Co wniesie wpis na ledwie dychającym blogu?
Ale potem pomyślałam: Cholera, napisz. Dla wykrzyczenia, co ci w duszy gnije. I dlatego, że jesteś to winna. 

Ciota, pedał, lesba, zboczek, babochłop.
Pizdoliz, lachociąg, cwel.
Patologia. Zboczenie. Choroba.
Do gazu z pedaliadą. 
Co Hitler robił z Żydami, my zrobimy z wami. 
Cholerne genetyczne pomyłki.
Pod ścianę i rozstrzelać.
Jałowi ludzie.

I nagle umiera człowiek. Dziecko jeszcze. Dziecko w okresie dojrzewania, w czasie, kiedy psychika i fizyczność zmienia się tak, że człowiek zaczyna nienawidzić siebie. I właśnie w momencie największego pogubienia, tuż przed granicą samookreślenia, to dziecko uderzyło w mur nienawiści ze strony rówieśników i odbiło się od tego muru, by przywalić głową w ścianę milczenia i obojętności dorosłych. 
I dziecko umarło, zmiażdżone pomiędzy nienawiścią i milczeniem.

Słowa, które piszę dzisiaj, byłyby tak samo ważne dwa lata temu. Dziś Kacper, wtedy Dominik. A ilu było pomiędzy nimi? Ilu Michałów, Pawłów, Kaś i Julii? Wiele. Nie wiemy o nich, bo w tych dwóch głośnych przypadkach rodzice powiedzieli: mój syn był prześladowany za inność. O ilu nie wiemy - ciężko powiedzieć. Rocznie 600 nastolatków popełnia samobójstwo. Nie ma szans, żeby w naszym homofobicznym, ksenofobicznym, popieprzonym społeczeństwie te dwa przypadki - Kacpra i Dominika - były odosobnione. 
Ale o tym się nie mówi. Bo to wstyd, że syn-pedał, córka-lesbijka. Niech sobie będzie, jak już musi, ale po cichu. A jak się powiesi na sznurówce, to powiemy, że źle się uczył. Nie może być, że pedzio, bo jeszcze ksiądz pogrzebu nie da. 

Ten wstyd to owoc długich lat nienawiści. Całe pokolenia ciężko pracowały na to, by większość nieheteronormatywnych założyła czapkę-niewidkę i udawała kogoś innego. Niektórzy udają "normalnych" - biorą śluby, zakładają rodziny. I trwają u boku męża czy żony, nieświadomych kim tak naprawdę jest osoba, z którą dzielą życie. I tylko czasem, kiedy po drugiej stronie łóżka rozlega się już równomierny oddech świadczący o głębokim śnie, można sobie pozwolić na cichy płacz w poduszkę. 
Inni do mistrzostwa opanowali operowanie zaimkami i metaforami. 
"Moje kochanie", "Moja lepsza połówka" - byle nie powiedzieć jasno "mój chłopak", "moja dziewczyna". "My" tylko w czasie teraźniejszym, bo "poszłyśmy do kina" może być zbyt sugestywne. 
Jeszcze następni uciekają w samotność, byle nie dać upustu zakazanej miłości. 

I to, co się stało z Kacprem, Dominikiem i diabli wiedzą iloma innymi, to też nasza wina. Nasza i naszych czapek-niewidek. 
Kulimy ogony, myśląc tylko o własnym przetrwaniu. O tym, jak coming out wpłynie na nasze znajomości, kariery, sąsiedztwo. 
I usprawiedliwiamy się sami przed sobą, że po co od razu wyskakiwać z jakąś afirmacją - no bo przecież nikomu nic do tego, z kim chodzę na randki. Ja nie zaglądam do łóżek znajomym heterykom, więc oni nie muszą zaglądać do mojego.
Gówno prawda. 
Co komu do tego? Kacprowi i Dominikowi do tego. Setkom innych młodych ludzi, którzy boją się być inni, wstydzą się własnej miłości. 
To są dzieciaki, które własną niewidzialnością pozbawiamy nadziei, wzorca. 
Nie mówimy im: "Spójrz na mnie - jestem gejem i robię karierę w sporcie". 
"Spójrz na mnie - jestem lesbijką i dobrze zarabiam we własnej firmie". 
"Spójrz na mnie - jestem transseksualny i jestem świetnym aktorem".
"Spójrz na mnie - jestem biseksualna i jestem sprawnym politykiem".  
Ile autorytetów mają nieheteronormatywne dzieciaki w polskiej rzeczywistości? 
Roberta Biedronia. 
Anię Grodzką. 
Michała Piróga.
Koniec listy. 
Reszta nazwisk znana jest zaangażowanym w branżę albo są to ludzie odlegli o lata świetlne od zainteresowań młodych (Maciej Nowak czy Tomasz Raczek). 
Chcecie mi wmówić, że na scenie muzycznej nie ma ani jednej lesbijki? 
Że w polityce mamy jednego tylko geja? 
A cała reszta, te piękne panie prężące ciała na ściankach na premierach filmowych, ci panowie napinający muskuły na imprezach sportowych - to wszystko heterycy? 

W świecie, w którym każdy aspekt jest odbity od heteronormatywnej sztancy, jesteśmy winni tym dzieciakom własny coming out. Naszym zasranym obowiązkiem jest pokazać, że seksualność nie jest powodem do wstydu. I że to, czy w domu czeka na nas chłopak, czy dziewczyna, nie ma najmniejszego wpływu na to, czy odniesiemy w życiu sukces.

Rewolucja seksualna w latach 60. ubiegłego wieku wybrzmiała głośno i doprowadziła do wojny pokoleniowej. Ale to tej rewolucji zawdzięczamy prezerwatywę, pigułkę i seks pozamałżeński - coś, co dziś jest normalne i oczywiste. Może czas podnieść głowy i sprawić, żeby za dziesięć czy dwadzieścia lat nieheteronormatywność była równie normalna i oczywista? Bo tylko wtedy, zamiast tracić energię na chowanie się przed rówieśnikami, Kacper i Dominik będą mogli skupić się na samorozwoju i przestać się bać tylko dlatego, że zamiast Kaśki, w której podkochuje się połowa II a, podoba im się Tomek z III c?

Kacpra, Dominika i wielu bezimiennych zabił nasz wstyd. Wstyd, który wynieśliśmy z domu tak samo, jak homofobi wynieśli z domu nienawiść. Czas z tym skończyć. 

Przepraszam Cię, Dominiku. 
Przepraszam Cię, Kacprze. 
Przepraszam za swoje tchórzostwo. 
Czapkę-niewidkę niech trafi szlag. 

poniedziałek, 4 września 2017

500+ prosimy przelewać bezpośrednio na konto Biedronki.

Narodzie! 
Oto nastąpiło powtórne przyjście, na które wszyscy tyle czekaliśmy! 
Nie mówię tu oczywiście o żadnych biblijnych postaciach, tylko o Świeżakach. No wiecie, tych pluszakach z Biedronki. 

Jeśli komuś z Was umknęła historia ze Świeżakami, już tłumaczę: Biedronka zorganizowała akcję promocyjną, gdzie za zakupy w określonej kwocie dostaje się naklejki, które następnie można wymienić na maskotki w kształcie owoców i warzyw. Maskotek jest kilka rodzajów, więc można uzbierać całą kolekcję. 

Pierwszy raz akcja ruszyła w zeszłym roku i przy kasach w całym kraju rozpętały się dantejskie sceny. Najpierw była giełda naklejek. Ojcowie, matki, dziadkowie, babki, stryjowie i ciotki Rzeczpospolitej Polskiej szturmem zdobywali półki portugalskich dyskontów, zbierając nalepki, za które później mały Brajanek miał dostać truskawkę czy banana made in China. Kto miał do Biedry daleko, ten ogłaszał zbiórkę naklejek w internecie. Dochodziło nawet do aktów przestępczych: w Żaganiu policja aresztowała kobietę, która ukradła 2000 naklejek. W kasach dramat - skończyły się naklejki! A potem jeszcze większy dramat - skończyły się maskotki! Pion marketingu Jeronimo Martins nie przewidział skali zainteresowania akcją i zapas zabawek błyskawicznie się wyczerpał. Ale my Polacy tak mamy, że jesteśmy przyzwyczajeni do deficytów towarowych. I - jak za czasów słusznie minionych - zaczęły się zapisy u kierowników sklepów. A z Chin wypłynęły kontenery pełne pluszu w kształcie grzybów i brokułów. 

Minęło kilka miesięcy i mamy powtórkę z rozrywki. Na Facebooku wrze: "Kto ma zbędne naklejki, zbieramy na Borówkę!*". Pod kasami wrze: "Nie widzę obrączki na pana palcu, to po co panu te naklejki?"*. I znów doszło do kradzieży, tym razem w Pułtusku. Kobiecie grozi do 5 lat więzienia za kradzież prawie 1400 naklejek. 
A teraz najciekawsze: Żeby zebrać naklejki potrzebne do zdobycia jednej maskotki, trzeba wydać na zakupy od 800 zł (jeśli korzysta się z wszelkich programów lojalnościowych i kupuje "produkty specjalne") do 2400 zł (w opcji bez lojalek). 

Tak jest: trwa szał na chińskie zabawki w cenie telewizora. 

Obserwuję to zjawisko i zachodzę w głowę, na czym polega fenomen tych maskotek? Miałam jedną w rękach - ot, pluszak jak każdy inny. Więc o co chodzi? 
Czytałam gdzieś rozmowę z psycholog, która doszukiwała się wyjaśnieniu w deficytach u rodziców dzieci - być może ta walka o pluszaki wynika z braków, jakich doświadczyli w dzieciństwie i teraz próbują zapewnić swoim dzieciom wszystko, co tylko możliwe. 
Być może taki rodzaj kompensacji "ja nie miałem, więc ty będziesz mieć" jest jakimś uzasadnieniem, ale... Jakoś tego nie kupuję. Wydaje mi się, że to już nie to pokolenie. Argument rekompensaty własnych braków słychać od 30 lat - od czasów transformacji. To nasi rodzice, rodzice obecnych trzydziestolatków, doświadczali braku wszystkiego i kiedy półki w sklepach zakwitły feerią barw importowanych zabawek, ciuchów, piórników i słodyczy, zachłystywali się tą nagłą mnogością i stawali na uszach, żeby ich dzieci miały lepsze, ładniejsze, bardziej markowe i bardziej zachodnie. Czy teraz możemy mówić o tym samym? Na moje oko nie bardzo. 

Chociaż może lepiej wierzyć w takie uzasadnienie, żeby uchronić się od innego, mniej wyrozumiałego wyjaśnienia: że jesteśmy rynkowymi idiotami, którzy tracą jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, kiedy tylko reklama w telewizji powie nam "odbierz za darmo". 
Niestety ta teoria bardziej do mnie trafia, bo nie widzę innego uzasadnienia dla kupowania zabawki dostępnej w internecie za 20 zł za kwotę od 40 do 120 razy wyższą. Marketingowcy mają u nas jak u pana boga za piecem - damy sobie wcisnąć każdy kit i wydamy każde pieniądze, kiedy tylko ktoś szepnie słowo "okazja". I wydaje nam się, że jesteśmy cwaniaki kute na cztery łapy, bo - ha ha - nie wydaliśmy sami tej kupy kasy, tylko pozbieraliśmy po znajomych i rodzinie. I śmiejemy się w kułak, że oszukaliśmy system. A ile osób za naszą namową poszło na zakupy do Biedronki zamiast do innego sklepu, do którego zwykle chodzą - to już nam do głowy nie przychodzi. I nie zastanawiamy się raczej, ile dołożyliśmy do koszyka bez potrzeby, byle tylko dobić do tych cholernych 40 zł i dostać naklejkę, żeby potem ta żółta chińszczyzna w kształcie banana była "za darmo". Nie chce mi się porównywać cen produktów objętych promocją przed akcją i w czasie jej trwania, ale znając życie i mechanizmy promocyjne, tu też daliśmy się zrobić na szaro. 

Od czasu pierwszej promocji minął rok. Z relacji znajomych, którzy dali się złapać w sieć Świeżaków, wynika, że pluszaki leżą zapomniane gdzieś na dnie skrzyń z zabawkami. To jednak nie przeszkadza kolejnej edycji napędzać Biedronce klientów - znów na internetowych forach rozbrzmiewają wrzaski "Panie, ja bardziej potrzebuję, nam do kolekcji brakuje!*" i kolejna delikwentka czeka na wyrok w sprawie kradzieży naklejek. 
Nad Polską znów rozchodzi się aromat cebuli. 
Ale nie pluszowej. 
Mentalnej. 



* - cytaty znalezione w sieci.