poniedziałek, 4 września 2017

500+ prosimy przelewać bezpośrednio na konto Biedronki.

Narodzie! 
Oto nastąpiło powtórne przyjście, na które wszyscy tyle czekaliśmy! 
Nie mówię tu oczywiście o żadnych biblijnych postaciach, tylko o Świeżakach. No wiecie, tych pluszakach z Biedronki. 

Jeśli komuś z Was umknęła historia ze Świeżakami, już tłumaczę: Biedronka zorganizowała akcję promocyjną, gdzie za zakupy w określonej kwocie dostaje się naklejki, które następnie można wymienić na maskotki w kształcie owoców i warzyw. Maskotek jest kilka rodzajów, więc można uzbierać całą kolekcję. 

Pierwszy raz akcja ruszyła w zeszłym roku i przy kasach w całym kraju rozpętały się dantejskie sceny. Najpierw była giełda naklejek. Ojcowie, matki, dziadkowie, babki, stryjowie i ciotki Rzeczpospolitej Polskiej szturmem zdobywali półki portugalskich dyskontów, zbierając nalepki, za które później mały Brajanek miał dostać truskawkę czy banana made in China. Kto miał do Biedry daleko, ten ogłaszał zbiórkę naklejek w internecie. Dochodziło nawet do aktów przestępczych: w Żaganiu policja aresztowała kobietę, która ukradła 2000 naklejek. W kasach dramat - skończyły się naklejki! A potem jeszcze większy dramat - skończyły się maskotki! Pion marketingu Jeronimo Martins nie przewidział skali zainteresowania akcją i zapas zabawek błyskawicznie się wyczerpał. Ale my Polacy tak mamy, że jesteśmy przyzwyczajeni do deficytów towarowych. I - jak za czasów słusznie minionych - zaczęły się zapisy u kierowników sklepów. A z Chin wypłynęły kontenery pełne pluszu w kształcie grzybów i brokułów. 

Minęło kilka miesięcy i mamy powtórkę z rozrywki. Na Facebooku wrze: "Kto ma zbędne naklejki, zbieramy na Borówkę!*". Pod kasami wrze: "Nie widzę obrączki na pana palcu, to po co panu te naklejki?"*. I znów doszło do kradzieży, tym razem w Pułtusku. Kobiecie grozi do 5 lat więzienia za kradzież prawie 1400 naklejek. 
A teraz najciekawsze: Żeby zebrać naklejki potrzebne do zdobycia jednej maskotki, trzeba wydać na zakupy od 800 zł (jeśli korzysta się z wszelkich programów lojalnościowych i kupuje "produkty specjalne") do 2400 zł (w opcji bez lojalek). 

Tak jest: trwa szał na chińskie zabawki w cenie telewizora. 

Obserwuję to zjawisko i zachodzę w głowę, na czym polega fenomen tych maskotek? Miałam jedną w rękach - ot, pluszak jak każdy inny. Więc o co chodzi? 
Czytałam gdzieś rozmowę z psycholog, która doszukiwała się wyjaśnieniu w deficytach u rodziców dzieci - być może ta walka o pluszaki wynika z braków, jakich doświadczyli w dzieciństwie i teraz próbują zapewnić swoim dzieciom wszystko, co tylko możliwe. 
Być może taki rodzaj kompensacji "ja nie miałem, więc ty będziesz mieć" jest jakimś uzasadnieniem, ale... Jakoś tego nie kupuję. Wydaje mi się, że to już nie to pokolenie. Argument rekompensaty własnych braków słychać od 30 lat - od czasów transformacji. To nasi rodzice, rodzice obecnych trzydziestolatków, doświadczali braku wszystkiego i kiedy półki w sklepach zakwitły feerią barw importowanych zabawek, ciuchów, piórników i słodyczy, zachłystywali się tą nagłą mnogością i stawali na uszach, żeby ich dzieci miały lepsze, ładniejsze, bardziej markowe i bardziej zachodnie. Czy teraz możemy mówić o tym samym? Na moje oko nie bardzo. 

Chociaż może lepiej wierzyć w takie uzasadnienie, żeby uchronić się od innego, mniej wyrozumiałego wyjaśnienia: że jesteśmy rynkowymi idiotami, którzy tracą jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, kiedy tylko reklama w telewizji powie nam "odbierz za darmo". 
Niestety ta teoria bardziej do mnie trafia, bo nie widzę innego uzasadnienia dla kupowania zabawki dostępnej w internecie za 20 zł za kwotę od 40 do 120 razy wyższą. Marketingowcy mają u nas jak u pana boga za piecem - damy sobie wcisnąć każdy kit i wydamy każde pieniądze, kiedy tylko ktoś szepnie słowo "okazja". I wydaje nam się, że jesteśmy cwaniaki kute na cztery łapy, bo - ha ha - nie wydaliśmy sami tej kupy kasy, tylko pozbieraliśmy po znajomych i rodzinie. I śmiejemy się w kułak, że oszukaliśmy system. A ile osób za naszą namową poszło na zakupy do Biedronki zamiast do innego sklepu, do którego zwykle chodzą - to już nam do głowy nie przychodzi. I nie zastanawiamy się raczej, ile dołożyliśmy do koszyka bez potrzeby, byle tylko dobić do tych cholernych 40 zł i dostać naklejkę, żeby potem ta żółta chińszczyzna w kształcie banana była "za darmo". Nie chce mi się porównywać cen produktów objętych promocją przed akcją i w czasie jej trwania, ale znając życie i mechanizmy promocyjne, tu też daliśmy się zrobić na szaro. 

Od czasu pierwszej promocji minął rok. Z relacji znajomych, którzy dali się złapać w sieć Świeżaków, wynika, że pluszaki leżą zapomniane gdzieś na dnie skrzyń z zabawkami. To jednak nie przeszkadza kolejnej edycji napędzać Biedronce klientów - znów na internetowych forach rozbrzmiewają wrzaski "Panie, ja bardziej potrzebuję, nam do kolekcji brakuje!*" i kolejna delikwentka czeka na wyrok w sprawie kradzieży naklejek. 
Nad Polską znów rozchodzi się aromat cebuli. 
Ale nie pluszowej. 
Mentalnej. 



* - cytaty znalezione w sieci. 

1 komentarz: