poniedziałek, 13 maja 2013

A gdyby to była wasza matka?

[Podczas majówki byłam świadkiem, jak człowiek pod wpływem alkoholu wsiada za kierownicę. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, w całym towarzystwie najwyraźniej tylko ja widziałam w tym coś złego, bo "mało wypił, ma do przejechania tylko kilka ulic, poza tym jest środek nocy". Szczęśliwie nic się nie stało, ale przypomniałam sobie swój tekst sprzed jakiegoś czasu, który uważam za wciąż aktualny i który chcę Wam przedstawić - ku refleksji.]

Dziś rano znów się przekonałam, jakie mam w życiu szczęście, że nie pracuję w Warszawie. To, co dzieje się w czasie poniedziałkowych godzin szczytu na ulicach, wytrąciłoby z równowagi flegmatyka z niedokrwistością. 
 
Oto kobieta, która wjeżdża na skrzyżowanie, chociaż nie ma z niego jak zjechać, bo droga jest zapchana do ostatniego centymetra. Blokuje przejazd i przez całą zmianę świateł nikt nie jest w stanie się ruszyć. 
 
Oto mężczyzna, który postanawia przycwaniaczyć i zręcznie omija sznur samochodów, jadąc pustym pasem do skrętu w prawo, po czym zajeżdża drogę tym na pasie do jazdy prosto. 
 
Oto kolejny artysta, który najwyraźniej nie pamięta, że jedzie TIRem z dwiema naczepami i zmieniając w korku pas, blokuje całą Aleję Krakowską. 
 
Do kompletu jeszcze pojawia się kierowca autobusu, który niewiele sobie robi z sygnalizacji. Czerwone, żółte, zielone... Co za różnica! On tu jest od wożenia ludzi, a nie kontemplowania kolorystyki używanej przez drogowców. 
 
Mówię tu o jednym tylko skrzyżowaniu - Al. Krakowskiej i Al. Hrabskiej w Falentach, między Jankami i Raszynem. Na szczęście to jeden z niewielu punktów zapalnych na mojej trasie do pracy. 
 
Zachowanie na drodze jest na swój sposób fascynujące. Na pewno wiele mówi o charakterze danej narodowości. Amerykanie na przykład rzadko przekraczają dozwoloną prędkość. Brytyjczycy najchętniej całe życie jeździliby po rondach. Francuzi za kierownicą są nieobliczalni, bo nie widzą potrzeby używania kierunkowskazów. Jeśli jesteś we Włoszech i nie ruszysz spod świateł w ciągu dwóch setnych sekundy od chwili zapalenia się zielonego, musisz liczyć się z tym, że wszyscy wokół wcisną klakson. Polacy zaś... 
 
Oj. 
 
Polak za kierownicą jest żywym dowodem darwinowskiej teorii ewolucji i bezdyskusyjnie pokazuje, ze od małpy dzieli nas raptem kilka par chromosomów. Totalny egoizm, ułańska fantazja i kompletny brak poważania dla przepisów drogowych. 
Tam, gdzie stoi znak ograniczenia prędkości do 40 km/h, należy jechać 70 km/h. Zakaz wyprzedzania jest tylko sugestią. Światła dzielą się na zielone, późne zielone, wczesne żółte i późne żółte. Światła awaryjne znoszą każdy zakaz postoju, a klakson służy do krzyczenia na innych i można go używać zawsze i wszędzie. Pas do skrętu to błąd w nazewnictwie - powinien się nazywać "pas do skrótu". Lewy pas służy do szybkiej jazdy. A dziury w drodze są winą wyłącznie rządu, bo przecież jezdni nie robi różnicy, czy jedziesz pięćdziesiątką czy setką, czy ważysz 800 kg czy 4 tony. 
 
Człowiek za kierownicą jest niewidzialny, można więc dłubać w nosie i poprawiać makijaż. Oczywiście, samochód służy też do słuchania muzyki - im głośniej, tym lepiej. Trzeba jej słuchać na tyle głośno, żeby zagłuszyć dźwięki płynące z zewnątrz, takie jak syrena karetki czy wozu strażackiego. Na znaki należy patrzeć tylko wtedy, gdy jesteśmy w nowym miejscu, bo przecież znamy drogę na pamięć, nigdy nie zmienia się pierwszeństwo ani warunki na drodze. 
 
I przecież wypiłem tylko jedno piwo. 
 
Według statystyk, rocznie ginie na drodze od pięciu do ośmiu tysięcy ludzi. Dziesięciokrotnie więcej zostaje rannych. Jestem przekonana, że gdyby 20 sekund przed wypadkiem spytać każdego z nich o ocenę własnych umiejętności, żaden z nich nie miałby sobie nic do zarzucenia. 
 
I każdy z tych wypadków spowodowany był złym stanem nawierzchni, nieprawidłowym oznakowaniem drogi i z winy tego cymbała, w którego uderzyli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz