poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Białystok [clickbait]

Już przynajmniej pięć osób odezwało się do mnie w tej sprawie. 
- Dlaczego nie napiszesz o Białymstoku? – pytali. - Przecież to ważne! 
Zatem pochylam się nad sprawą i piszę o Białymstoku. 

Białystok to miasto na prawach powiatu; do reformy 1999 r. miasto wojewódzkie, obecnie stolica województwa podlaskiego. Powierzchnia miasta to 102,12 kilometrów kwadratowych, ludność - 297 640 osób (dane GUS na 2018 r.). Osada Białystok powstała w pierwszej połowie XV wieku, 27 lipca 1691 r. Jan III Sobieski nadał jej prawa miejskie. Nazwa pochodzi od rzeki Białej, nad którą leży miasto. Wśród miast partnerskich Białegostoku znajdują się m.in. holenderskie Eindhoven, rosyjski Kaliningrad i francuskie Dijon. 
Najciekawsze zabytki Białegostoku to barokowy zespół pałacowo-parkowy Branickich z XVIII w., XVII-wieczny Stary Kościół Farny i cerkiew św. Marii Magdaleny z drugiej połowy XVIII w. 
Białystok leży w otulinie Puszczy Knyszyńskiej, która jest bliska memu sercu, bo w latach 90. jeździłam tam na obozy harcerskie i przywiozłam stamtąd wiele ciepłych wspomnień. 

Co? Nie o takie pisanie o Białymstoku chodziło? Mam pisać o tym, co się wydarzyło 20 lipca? Mowy nie ma. Z obu stron sporu padło w tej sprawie tyle słów, że zapełniłyby 4 tomy słownika języka polskiego, z erratą i aneksem włącznie. Słów, które nic nie zmienią, bo nie mają żadnej mocy. Gdyby miały, już dawno trwalibyśmy w stanie wojny - fizycznej, nie tylko werbalnej czy medialnej.
O post-prawdzie już kiedyś pisałam, o wulgaryzacji mediów chyba też, jednak na dewaloryzację języka muszę zwrócić uwagę, nawet kosztem monotonii przekazu. 
Słowa stały się tanie, a ich żywotność krótka. Każdy teraz może palnąć największą nawet głupotę i jedyną tego konsekwencją będzie chwilowa sława, trwająca do momentu, aż ktoś wyrzuci z siebie jeszcze gorszy idiotyzm.
Jędraszewski znów wylał z siebie wiadro pomyj? Jutro będzie po temacie. 
Brudziński znów zwymiotował na Twitterze? Nie pierwszy to i nie ostatni raz. 
Morawiecki znów coś nakłamał? Nikomu już nawet nie chce się sprawdzać faktów. 
Słowa - nawet te na piśmie - pojawiają się i znikają, nie zostawiając śladu, bezsilne, bezwolne, bez znaczenia. 

Czasem żałuję, że minęły już czasy honorowych pojedynków. Ach, móc wyzwać Krystynę Pawłowicz na rewolwery za nazwanie mnie patologią! Cisnąć rękawiczkę do jej stóp i o świcie zjawić się pod starym dębem, z sekundantem u boku! No, pal diabli rewolwery, chociaż posiłować się z nią na rękę! 
Tymczasem jednak mogę tylko unieść brew i wzruszyć ramionami na fakt, że barejowskie "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi" sięgnęło sfery językowej. 
Czy coś da się z tym zrobić? Nie mam pomysłu. Nie bardzo widzę możliwość przeprowadzenia na języku resuscytacji znaczeniowo-honorowej (no, chyba że jednak wrócimy do pojedynków). Może jesteśmy na przednówku powstania jakiejś nowej formy komunikacji, która będzie niosła ze sobą wartość, jaką jeszcze niedawno niosły słowa? Ucieszyłoby mnie to, bo - jak powtarzają moi znajomi - jestem człowiekiem zasadniczym i lubię, kiedy komunikacją rządzą jakieś reguły, inne niż tylko ortografia i interpunkcja. Choć i te już umierają, śmiercią powolną i bolesną. 
Myślicie, że chociaż za niekompetencję w zakresie stawiania przecinków mogłabym się jednak umówić z Krystyną Pawłowicz na te rewolwery?

Skoro już o interpunkcji mowa, wznawiam postulat dodania nowego znaku przestankowego.
Masz dość czekania do końca zdania, by wyrazić wściekłość? Nie czekaj! Użyj wykrzycinka i zrób scenę w środku wypowiedzi! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz