środa, 4 września 2013

Sprawozdawczo

Wróciłam właśnie z dwumiesięcznego urlopu od pisania. Od mojego ostatniego wpisu spod moich palców wyszły dwa teksty do "Przeglądu"... i to by było na tyle. Kilka razy siadałam do napisania czegoś na blog, zacinałam się po kilku zdaniach, a następnie moją uwagę odwracał kot, coś łażącego po ścianie albo paproch za paznokciem. Zwalę to na zmęczenie materiału, bo na lenistwo jestem za dumna, a na blokadę literacką za cienka w uszach. Ale nie próżnowałam przez ten czas, o nie! Kiedy już zaleczyłam kontuzję szyi, musiałam pędem wracać do pracy i pozałatwiać wszelkie zaległości, bo na sierpień zaplanowałam urlop i chciałam wyjechać z czystym sumieniem. Po trzech tygodniach zasuwania odtrąbiłam sukces i zwiałam do Aten. Tych pod Augustowem.

Tydzień na odludziu, gdzie telefon służył co najwyżej do słuchania muzyki, bo w żadnym z lokalnych sklepów nie sprzedawali zasięgu - coś pięknego. Nie wiedziałam, co się dzieje na świecie i - prawdę mówiąc - nie obchodziło mnie to. Mogła wybuchnąć wojna, ptasia grypa mogła przemutować w kaczy katar i pod tą postacią zdziesiątkować ludność obu Ameryk - informacją dnia był dystans, jaki przejechaliśmy na rowerach. Inną ważną dla mnie wiadomością była decyzja, czy będę tego wieczoru piła wino, whisky, czy zostanę przy herbacie. 
 
W takim stanie świadomości wróciłam w rodzinne strony i tak też spędziłam kolejne dwa tygodnie błogiego lenistwa. No dobrze, nie takie znów błogie to było - jak to zawsze na urlopie bywa, zawsze jest jakaś trawa do skoszenia, jakieś drzewko do wycięcia... Zawsze coś się znalazło. Ale w dalszym ciągu starałam się utrzymywać ten słodki stan niewiedzy i mimo wszystko mogę z czystym sumieniem uznać, że przez cały ten czas robiłam co chciałam, kiedy chciałam, a przede wszystkim - z kim chciałam. A najczęściej nie chciałam z nikim. Urlop spędzony bez ludzi okazał się tym, co tygryski lubią... no, może nie najbardziej, ale w dalszym ciągu bardzo lubią. Przez ten czas utrzymywałam kontakt z bardzo wąskim gronem znajomych i teraz głęboko wierzę, że taka terapia od czasu do czasu każdemu zrobi dobrze. Czy wiecie, jak cudownym uczuciem jest wyeliminowanie ze swojego życia wszystkich tych idiotów, na których nie możecie patrzeć? Spełnienie intelektualne, spowodowane przebywaniem z ludźmi, którzy mają do powiedzenia coś sensownego i - uwaga - interesującego, a jeśli nie mają akurat nic do powiedzenia, zaczynają równie sensownie milczeć? Polecam każdemu ze szczerego serca! Myślę, że gdybyśmy nie zmuszali się wzajemnie do niechcianego towarzystwa, na świecie byłoby mniej wojen, stres nie byłby chorobą cywilizacyjną XXI wieku, a każdy z nas tryskałby energią, którą normalnie marnuje na powstrzymywanie odruchu przypieprzenia temu bęcwałowi z naprzeciwka.
 
Utrzymywałam ten błogostan aż do ostatniego poniedziałku, kiedy to... ale o tym przeczytacie w (reklama) najnowszym numerze "Przeglądu Piaseczyńskiego" (nie, nie płacą mi za to, ale płacą mi za felietony, więc czuję się poniekąd w obowiązku). 
 
Jest jeszcze jedna rzecz, którą robiłam przez ostatnie dwa tygodnie - uczyłam się. 
 
Odkryłam w sobie pociąg do rozmaitych kryminałów i - co za tym oczywiście idzie - do medycyny. A konkretniej, do medycyny sądowej. Patologia i antropologia wciągnęły mnie po uszy. Przeczytałam parę książek, ale literatura ma to do siebie, że nie odpowie na pytania dodatkowe, rodzące się podczas lektury. O ile książka nie wyczerpuje tematu, zostawia człowieka z poczuciem niedosytu. W tej sytuacji mogłam jedynie zgłosić się do najlepszej znanej mi lekarki (czytaj: jedynej, z którą znam się na tyle dobrze, żeby bez skrępowania zadać rodzące się w mojej głowie pytania). Mogłabym oczywiście nie zawracać jej głowy i poszukać odpowiedzi w Internecie, ale w czasie, kiedy po świecie hula afera z NSA, człowiek zgłębiający medycynę w poszukiwaniu wiedzy potrzebnej do kryminału powinien rozważnie zadawać pytania cioci Wikipedii. Poza tym bardziej ufam jednak trzydziestoośmiolatce z dyplomem i tytułem naukowym niż redagowanemu przez bliżej nieznane źródła portalowi. Pojawił się jednak drobny problem komunikacyjny. Językiem ojczystym wspomnianej pani doktor jest angielski. Ja zaś do niedawna byłam pewna, że ten język znam. Otóż nie - nie znam. Sześćdziesiąt procent czasu naszych rozmów zajmowało wertowanie słowników. Nierzadko pani doktor musiała literować wypowiedziane przez siebie słowa, żebym mogła je odszukać. Próbowałyśmy oczywiście tłumaczenia opisowego, ale niestety takie rozwiązania nie zdają egzaminu, kiedy rozumie się tylko spójniki i zaimki: 
"Thymus? To organ położony wewnątrz mediastinum, tuż za sternum. Jest częścią układu odpornościowego". Aha, hm... no tak. Siedem sezonów "Dr House'a" nie przygotowało mnie na to, słownik był niezbędny. Uczyłam się więc dwójnasób - z jednej strony poznawałam rozmaite funkcje i dysfunkcje ludzkiego organizmu, z drugiej zaś opanowywałam angielskie nazewnictwo z zakresu anatomii. Wiem już, gdzie w ludzkim ciele znajdują się patella i urethra, a cerebral cortex uważam za piękną nazwę (pisałam już chyba kiedyś o moim Słowniczku Słów Fikuśnych a Fajniutkich, prawda? Jeśli nie, niech jego nazwa Wam podpowie, o co chodzi). Do tego wiem już, czym się różni histerektomia częściowa od całkowitej i wiem, jak dużą rolę w odczuwaniu popędu płciowego przez kobietę odgrywają jej jajniki. Dowiedziałam się już bardzo wiele na temat zmian, jakie zachodzą w organizmie w przypadku nieleczonego schorzenia rozmaitych organów i obecnie mam ochotę wyciąć sobie śledzionę - ot tak, na wszelki wypadek. Medycyna, przynajmniej z teoretycznego punktu widzenia, jest fascynującą dziedziną i podejrzewam, że byłabym świetnym lekarzem, o ile nie kazaliby mi praktykować na żywych organizmach. Nie jestem pewna, jak zareagowałabym na martwe, więc niewykluczone, że byłabym też świetnym patologiem-teoretykiem. 

Ufff... Wróciłam zatem, wypoczęta, zdrowa, pełna sił i humoru, ze świeżo zdobytą wiedzą i apetytem na pisanie. 
Dzień dobry. 

PS. Mały słowniczek: 
Thymus - grasica
Mediastinum - śródpiersie
Sternum - mostek
Patella - rzepka kolanowa
Urethra - cewka moczowa
Cerebral cortex - kora mózgowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz