poniedziałek, 25 marca 2013

Tytuł posta ocenzurowano.

Jestem antysemitką. Jestem faszystką, brunatną koszulą, szerzącą nienawiść ignorantką. Toczy mnie robak nazizmu i [sic!] Bolszewizmu.

Powód: powiedziałam o Żydzie.

A dokładniej, powiedziałam „Biegasz jak Żyd po pustym sklepie”.

Harpie hiperpoprawności politycznej rzuciły się na mnie z pragnieniem rozszarpania mnie na strzępy. Zostałam odżegnana od czci i wiary. Zostałam okrzyknięta hipokrytką, która z jednej strony domaga się tolerancji, a z drugiej strony sama szerzy hasła nienawiści. Byłam tak zaskoczona, że nawet się nie broniłam, tylko zwiałam z podkulonym ogonem. Co ja takiego powiedziałam? Nigdy nie widziałam w tym powiedzeniu żadnego negatywnego wydźwięku, ale skoro zostało uznane za antysemickie, coś w tym musi być, prawda? Doszukałam się źródła. To wyrażenie jeszcze przedwojenne i oznacza energiczność, przedsiębiorczość osoby, do której się odnosi. Co w tym negatywnego?

Ach tak. Pejoratywne jest słowo „Żyd”.

Wpadliśmy w pułapkę hiperpoprawności politycznej, która ewidentnie pozbawiła ludzi rozsądku. Oczywiście, nie wolno szerzyć nienawiści na tle rasowym, wyznaniowym, seksualnym, etnicznym. Mamy to nawet zapisane w Konstytucji. Oczywiście, teoria a praktyka…

Nie wolno mówić o Żydach, bo nieważne, co powiemy, samo słowo okazuje się u nas synonimem Oświęcimia. Mówisz o Żydzie? To mówisz o gazie. Ewentualnie, jeśli nie masz na myśli gazu, mówisz o światowym spisku mającym na celu przejęcie władzy przez tajne organizacje syjonistyczne.
Nie wolno mówić o Arabach, bo „Arab” oznacza „11 września”.
„Murzyn” znaczy „brudny”.
A spróbujcie powiedzieć, że w Strefie Gazy Żydzi biją się z Arabami! Rany boskie, Sodoma i Gomora!
Nieważny jest kontekst, ważne jest słowo-klucz.

Kiedy mieszkałam w Wielkiej Brytanii, usłyszałam anegdotę o człowieku, który wylądował przed sądem za szerzenie nienawiści na tle rasowym. Powód: wszedł do księgarni i poprosił o książkę Dziesięciu murzynków Agathy Christie. Rozbawiło mnie to, uznałam, że Brytyjczycy zwariowali i dali sobie wejść na głowę. Teraz coraz mniej mi do śmiechu, bo obserwuję, jak przenosi się to na polski grunt. A pierwszym objawem są podwójne standardy.

Coroczny marsz homoseksualistów jest określany „Paradą Równości” i jest to – oprócz nazwy imprezy – potocznie przyjętym określeniem tego typu wydarzeń. Zorganizowana kilka lat temu „Parada Normalności” została okrzyknięta przez media „marszem nienawiści”. Zdarzyło się, że byłam naocznym świadkiem obu imprez – obie parady przechodziły okolicami Uniwersytetu Warszawskiego w czasie, kiedy tam studiowałam. Oba pochody były barwne, bardzo pokojowe, pełne muzyki i śmiechu. Różniły się tylko niesione na transparentach hasła; środowiska LGBT szły pod hasłem „miłość, radość, wolność”, środowiska heteroseksualne niosły napisy „miłość, radość, rodzina”. Nikt nie palił kukieł, nie było rzucania kamieniami, wykrzykiwania gniewnych słów. Ale mentalność podwójnego standardu zrobiła swoje.

Najbardziej fascynujące jest to, że obok tej poprawnościowej paranoi funkcjonują środowiska skrajnie nacjonalistyczne, promujące jedyną słuszną narodowość i jedyną słuszną religię. Te środowiska działają w majestacie prawa, jak choćby sejmowa komisja do spraw przeciwdziałania ateizacji Polski. Obraza uczuć religijnych też jest traktowana dość swobodnie – można spalić Gwiazdę Dawida pod pałacem prezydenckim, ale za oblanie farbą wizerunku Matki Boskiej (nawet nie samego wizerunku, tylko pancernej szyby osłaniającej tenże wizerunek) już idzie się pod sąd za obrazę uczuć. Jeśli czytają mnie jacyś Żydzi, bardzo proszę o podzielenie się ze mną odczuciami na widok ukrzyżowanego Jezusa wiszącego w salach, w których sześciolatki dowiadują się, że Ala ma kota. Chciałabym też dowiedzieć się, jak się czują dzieci rodziców innych wyznań, niż katolickie, które mają do wyboru lekcje jedynej słusznej religii albo siedzenie na korytarzu, ewentualnie w świetlicy. Czy nie czują się lekko wykluczone?

Dziwny to dysonans – z jednej strony przewrażliwione środowiska (z moich obserwacji wynika, że raczej wielkomiejskie, „lemingowe”), dla których każde określenie wskazujące etniczność lub wyznanie jest przejawem kseno-, homo- i innych fobii, z drugiej strony (tu, z tego co widzę, przeważa małomiasteczkowość) nie ma religii ponad katolicyzm, a Murzyni służą do zbierania bawełny. Czarno-białość zupełna. Jak zwykle brakuje odcieni szarości.

Bardzo proszę, nie dajmy się zwariować, dobrze?
Postaram się ułatwić zachowanie normalności przez prezentację małego słowniczka.
Żyd – wyznawca religii semickiej, osoba narodowości izraelskiej.
Poprawne użycie słowa:
Biegasz jak Żyd po pustym sklepie.
Szewach Weiss jest Żydem.
Środowiska żydowskie zaprotestowały przeciwko ustawieniu krzyża papieskiego w Oświęcimiu.
Niepoprawne użycie słowa:
Żydzi do gazu!
Zmasowany atak pedalskiej żydomasonerii.
Arab – osoba pochodząca z Bliskiego Wschodu, ze szczególnym uwzględnieniem Półwyspu Arabskiego.
Poprawne użycie słowa:
Arabowie stanowią coraz liczniejszą grupę etniczną na wyspach brytyjskich.
Niepoprawne użycie słowa:
Ostatnio jechałam metrem z duszą na ramieniu, bo widziałam, jak do wagonu obok wsiada Arab.
Osobom, które nie widzą różnicy między poprawnym i niepoprawnym wykorzystaniem słowa, zalecam odszukanie w słowniku definicji słowa kontekst.
Gej – tak.
Pedał – nie.
Lesbijka – tak.
Lesba – nie.

Ach, i rozprawmy się przy okazji z Murzynami. Pejoratywność tego słowa zawdzięczamy tłumaczom amerykańskich filmów, którzy nie odróżnili określenia nigger (czarnuch) od negro (Murzyn). To drugie jeszcze niedawno było na Zachodzie całkiem neutralne. Ale skoro już upieramy się przy stosowaniu określenia Afroamerykanin, to bądźmy poprawnościowo konsekwentni i nie nazywajmy Johna Godsona Afroamerykaninem, tylko Afropolakiem.

 
No, powiedziałam, co miałam do powiedzenia.
A teraz dajcie mi znać, gdzie stoi stos i o której godzinie mam się na nim stawić i spłonąć.

1 komentarz: