Po
powrocie do pracy zastałam na biurku dwa pudełka ptasiego mleczka, sękacz i
paczkę paluszków. To było bardzo miłe. Co oczywiście nie zmienia faktu, że
po kilku dniach spokoju, śmiechu i dialogów oderwanych z impetem wyrżnęłam
o rzeczywistość. Cóż było robić - in kawa veritas, parujący kubek w garść i do
boju. Odpuściłam sobie tradycyjną poranną prasówkę, bo wszystko, co mają dziś do
powiedzenia media to historie z wczorajszych rocznic. Nie wiem, ile tak można o
jednym wciąż i wciąż. O dwóch właściwie, bo między wierszami od czasu do czasu
przeciśnie się jeszcze pionierka w pchnięciu dzieckiem o próg Katarzyna W. Obu
tych tematów mam dość, a nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żeby nasze media
podjęły jakikolwiek inny.
Od
pewnego czasu mam wrażenie, że trwa jakaś niepisana konkurencja polegająca na
tym, kto najbardziej wyeksploatuje dany temat. Co jeszcze można powiedzieć? Ilu
jeszcze zwrotów w śledztwie będziemy świadkami? Gdybym była bardziej podejrzliwa
doszłabym do wniosku, że istnieje umowa między rządem i mediami, na mocy której
czwarta władza zagłusza pierdołami to, co czynią pierwsza z drugą. Że może cała
ta historia z Madzią jest rozpompowywana do olbrzymich rozmiarów, żeby ludzi
zająć czymś innym niż reformy emerytur. Że pokazuje się grupkę tych najbardziej
oszołomionych, domagających się zbawienia od Jarosława, żeby pokazać, jak
straszna jest alternatywa od Donalda T., który - jak zaczynam się
przekonywać - ma coraz gorsze pomysły na reperowanie tego naszego okólnika.
Takie paranoidalne teorie są za poważne na mój rozumek,
dlatego wolę zwyczajnie trzymać się z daleka i szukać prostszych rozrywek.
Na
przykład pójść do kina na "Igrzyska śmierci". Albo
"Titanica 3D".
No tak to niestety wygląda... polecam "throw away Your television" jak nucili RHCP i czekam na następny wpis
OdpowiedzUsuń